Jutro mijają 3 miesiące od założenia bloga.
Bilans?
11 wpisów.
Mało.
Jak zwykle istotny banał zwany "życiem" stał na przeszkodzie.
Praca zawodowa, by móc z czegoś prząść. Odwieczny brak czasu. Przeszkody techniczne- zajęty komputer.
Przeszkody fizyczne- zapalenie spojówek.
Bardzo trudno wyrwać te chwile na pisanie.
Bardzo trudno walczyć ze zmęczeniem i sennością.
Dochodzę do wniosku, że u mnie w ogóle nie występuje coś takiego jak "czas wolny".
Naprawdę go nie mam. Bo jeśli poświęcam go na moje 'widzimisię', to z czymś innym nawalam, nie nadążam, opóźniam. Albo nie dosypiam.
Ale to ostatnie, to najmniejszy szczegół, to już stan chroniczny.
Bilans zysków i strat.
To powolne pisanie, wynika również z tego, że nie "czas wolny", a raczej "resztki czasu wolnego" poświęcam na sprawy sądowe ( obecnie 3). To wszystko jest takie męczące. Wysysa ze mnie energię. Czasem radość życia.
Mogłabym pisać. Ba! Powinnam to robić, a muszę się przygotować do kolejnej rozprawy.
To nie taki szczegół. A trucizna.
Pożeracz pasji, radości, energii, dzięki której mogłabym stworzyć coś pozytywnego.
Sądy, w wielkim skrócie i nie zagłębiając się w temat, to wielka starta czasu, pieniędzy i energii.
To duża doza rozczarowania. Przykro konstatować, ze kiedyś myślało się o tym miejscu jak o - pomocy- sprawiedliwości. A spotyka się zblazowanych, znudzonych ludzi, traktujących wszystkie sprawy sztampowo.
Znikąd pomocy...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz