sobota, 2 listopada 2013

Debiut "Na wysokim niebie" Danuty Awolusi



Danuta Awolusi to autorka uznanego i bardzo ciekawego bloga, którego odwiedzam od wielu miesięcy. Mojej uwadze nie umknęła informacja o planowanej premierze tej oto książki:
                                                                     

Książkę nabyłam na dwa dni przed planowanym spotkaniem autorskim w Świerklańcu, na które to udało mi się dotrzeć. Powieść połknęłam prawie w jeden dzień. Książka mnie wciągnęła, podczas czytania cały czas towarzyszyła mi ciekawość, o to co będzie dalej. 

"Na wysokim niebie " to opowieść- zwierzenie głównej bohaterki Ani, którą poznajemy w piątej klasie szkoły podstawowej. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie liczby pojedynczej. To głos Ani, jej relacja i wspomnienia.
Książka podzielona jest na cztery części, a te posegregowane są kolejno rozdziałami. Pierwsza cześć jest najobszerniejsza. Ma mocny początek. Wciąga.
Ania to pełnokrwista postać pomimo jej osamotnienia i introwertycznej natury. Było mi przykro podczas lektury, jednak nie płakałam. Piszę o tym dlatego, że na spotkaniu autorskim Danuta Awolusi wspominała o tym, że z wielu stron dochodzą ją glosy o tym, że książka wyciska łzy. Oczywiście wszystko jest względne i zależy od naszej skali wytrzymałości oraz wrażliwości. To prawda, że jest to książka o emocjach i radzeniu sobie z nimi, ale jest i równie emocjonalnie napisana. Daje się odczuć, że pisała to osoba młoda, tak wiernie oddane są realia lat szkolnych, czuć, że te obserwacje są stosunkowo świeże bądź tak mocno zapadły w pamięć, iż autorka tak śmiało i wiarygodnie potrafiła oddać tę duszną, pełną nierówności i napięć atmosferę. Jest zwłaszcza autentyczna w opisach świadomych i nieuświadomionych mąk szkolnych zadawanych przez kolegów i nauczycieli. Celnie sportretowany jest syndrom kozła ofiarnego, a co za tym idzie jego rewers, czyli oprawcy. Boli ukazanie ślepoty otoczenia na prawdę oraz krzywdę Ani.
Z kolejnymi rozdziałami fabuła się rozwija, przybywa postaci. Bohaterka przechodzi stopniową przemianę.
Interesujący jest kluczowy pomysł odnalezienia azylu w książkach przez główną bohaterkę oraz to, że książki stają się jej językiem porozumienia z "dobrą" częścią świata. Biblioteka, książki oraz jej wyobraźnia, to także motor napędzający Anię do tego, aby móc pozwolić sobie pragnąć więcej.
Widzimy dobro zaczynające się pojawiać obok niej coraz częściej, widzimy, że nie jest już taka samotna. 
Natomiast cześć trzecia i czwarta, a zwłaszcza ta ostatnia to nagłe nagromadzenie bolesnych, tragicznych wręcz zdarzeń. Odnoszę wrażenie, że zbyt skrótowo potraktowane jest przedstawienie historii braci Ani, o których nie było zbyt wiele mowy wcześniej poza konstatacją, że po prostu byli. Rozumiem, że to była potrzeba Ani, aby o tym dopowiedzieć do jej własnej historii, i że to właśnie było bardzo osobiste i opowiedziane z jej puntu widzenia (zresztą jak cała książka).To były jej odczucia i jej chęć wytłumaczenia. Dla mnie fabularnie ten wątek odstaje od reszty. Nie wiem czy nie jest zbędny. Po przeczytaniu historii braci miałam wrażenie, że to jest już za dużo, że wystarczy. 
Książka nie jest zawieszona w czasie, możemy to ustalić np. poprzez lata ukazywania się książek z serii o Harrym Potterze, natomiast jest zawieszona w przestrzeni. Z jednej strony autorka wymienia Kraków i Bory Tucholskie, z drugiej pisze enigmatycznie o miejscowości Ani, np:" Do Krakowa nie było daleko, około trzech godzin jazdy " lub pisząc o sąsiadującej miejscowości: " Kiedy wysiedliśmy w punkcie docelowym, poczuliśmy się nieco zagubieni ". Rzuciło mi się to w oczy, bo tego typu wypowiedzi jest więcej i przeszkadza mi to. Myślę teraz o prawidłach sztuki pisania, że ogólnie dla wszystkich powieści lepiej znaleźć  miejsce na mapie bądź jakoś ochrzcić miejsce akcji, choćby to była nazwa zupełnie zmyślona. Jednakże nie ma to absolutnie znaczenia dla pozytywnego wydźwięku książki. Ot, zauważam.
"Na wysokim niebie"  jest trochę moralizatorska, a jakże! Książka daje wyraz staremu morałowi, że dobro zostaje nagrodzone, a zło ukarane oraz pokazuje, że wszelkie konsekwencje, a zwłaszcza te złe mają swe źródło w przeszłości, dzieciństwie, przebytych doświadczeniach.
Nic nie pozostaje bez echa.
Opowiada też o wartości przyjaźni.
Teraz chciałabym  napomknąć trochę o stronie graficznej książki.
Wydanie jest poręczne. Druk ma duże litery. Doceniam szeroki margines od środka książki. Dzięki niemu swobodnie można czytać książkę w łóżku, bez męczącego zaginania książki, by móc przeczytać końcówkę linijki. Oprawa jest miękka, papier matowy, szary, dzięki czemu nie odbija światła. Zdjęcie na okładce jest bardzo  nastrojowe. Przedstawia siedzącą dziewczynę na tle nieba. A na niebie altocumulus floccus perlucidus- chmury piętra średniego, ale na szczęście przeświecające, czyli  nie zasłaniające błękitu, możemy więc uznać za adekwatne do tytułu. Jedynie drażni mnie nie pasujący do reszty i sztucznie wyglądający latawiec.  Jednak całość prezentuje się bardzo profesjonalnie.

Książka porusza. Myśli się o niej. Zżywamy się z główną bohaterką, no i nie tak łatwo jest o niej zapomnieć.
Polecam tę powieść, bo nie można przejść obok niej obojętnie i bynajmniej nie jest to podyktowane regionalną solidarnością :-).
Ciekawa jestem rozwoju debiutantki Danuty Awolusi. Czekam na jej kolejną książkę.
Na koniec pochwalę się, odstaną w kolejce po spotkaniu autorskim dedykacją autorki w moim własnym egzemplarzu " Na wysokim niebie".
                                                                     

Brak komentarzy: