poniedziałek, 28 stycznia 2013

Uniwersalne piękno i Himilsbach

Wiem, powinnam przedstawić tutaj swoje teksty, aspirujące do bycia literaturą, zgodnie z zapowiedzią. Jak na razie zbiera mi się na komentowanie. Przez te dwa dni udało mi się trochę zapóźnień czytelniczych nadrobić. Przeczytałam wiele cennych i ciekawych artykułów, i wiele spośród nich chciałabym skomentować.
Niejako zaskoczył mnie i dał do myślenia artykuł, pt: "Duże oko, blada twarz."(WO z 26.01.2013r.)
W skrócie- opisuje on Azjatek ideał piękna oraz ich sposoby na upiększanie siebie.

Z pewnością, ich zdrowy styl życia zasługuje na pochwały, ale zdumiewa mnie w jaki sposób dążą do tego, by sie upodobnić do kobiety rasy białej- "Europejki"- jak podają Chinka i Japonka.
Dziewczyny opowiadają o bardzo powszechnych operacjach powiększania oczu, polegających na dźwiganiu górnej powieki. A jeśli niektórych nie stać na ten luksus, mogą kupić  specjalny klej, który ma utrzymać górną powiekę przez dwanaście godzin. Wszystko po to, by oczy wydawały się większe. Można jeszcze wyćwiczyć specjalny, powiększający makijaż oczu.
No cóż, chyba nie ma co się dziwić… Wystarczy przypatrzeć się japońskim kreskówkom, oczy postaci zajmują przecież połowę twarzy. Karmione tym dzieciaki, w dorosłym życiu dążą do tego, by choć odrobinę zbliżyć się do ideału.
Czy istnieje coś takiego jak uniwersalne piękno?
Jeśli tak, to w Azji przybiera ono formę- białej Europejki z dużymi oczami, dużym biustem.
Toteż, prócz operacji powiększania oczu, są popularne operacje powiększające biust.
Kremy rozjaśniające, wręcz wybielające cerę. Nie sposób wspomnieć w tym miejscu Michaela Jacksona- wręcz karykaturalny przykład pragnienia wybielenia siebie.
U nas słońca mało, ale po drugiej stronie półkuli go nie brak. Japonki, Australijki spacerują pod białymi parasolkami, aby się uchronić od ostrych promieni słonecznych. Kremy przeciwsłoneczne z wysokim filtrem to podstawa.

Ach, ta inność- to obiekt westchnień i ciężkiej pracy. To co nieosiągalne, wydaje się piękne. My zazdrościmy Azjatkom pięknych włosów, one przefarbują się na rudo, by się wyróżnić.
Uderzające jest to pragnienie bycia kimś innym. Dziewczyny stale pracują nad własną atrakcyjnością, nad jej poprawianiem. Każda ma wymagania wobec siebie. Dziewczyny same się dopingują, stawiają wysoko poprzeczkę- nie  ma niezadbanych. Wszystkie się starają. To taki krąg zamknięty. Myślę sobie też, że konkurencja miedzy nimi również jest wielka.

Tak się składa, że mam w rodzinie Azjatkę. To mieszkanka Jawy, żona mojego kuzyna.
Jej zachowanie również potwierdza, jak ważny dla nich jest wygląd. Oto przykład. Będąc w Polsce, przed wyjściem do znajomych, matka zrobiła makijaż pięcioletniej córeczce. Po to, by i tak śliczną dziewczynkę jeszcze upiększyć. Dla nas to był szok.
Innym razem zabroniła dzieciom podawać herbatę. Rozumiem, to prawo rodzica, może decydować co podać dziecku, a czego nie. Domyślam się również, że tam picie herbaty nie jest popularne, bo jest ciepło przez cały rok, pije się wodę, a teina w końcu nie jest podobno zdrowa. Jej troska niejako nie dotyczyła zdrowia, a wyglądu. Najważniejszym argumentem przeciwko piciu herbaty, był fakt, że po niej żółkną zęby…

W Polsce- kraju naturalnie Plemienia Biała Twarz, przez ostatnią dekadę była odwrotna tendencja. Dziewczyny starały się, upodobnić do dziewczyn rodem z latynoskich seriali. Mulatki, czarnulki, bądź blondynki nieomalże o karnacji Halle Berry, polskie Evy Longorie, Angie Cepedy, Jenniferki Lopez. Analogicznie, jak w przypadku Azjatek, które chcą się wybielać, my marzymy… Znowu o tym, co tym razem u nas nie jest dostępne- o ciemnej karnacji. Ale?!

I z tym ludzkość sobie poradziła. Solaria wyrastały jak grzyby po deszczu. Jedne przed drugimi kusiły nowymi lampami. A to pojawiły się solaria natryskowe. A to nielegalne, ale dostępne w sieci zastrzyki z pigmentem. Słowem od jedzenia marchewki i picia soków marchewkowych zaczynając, na zastrzykach kończąc.
Jednak trochę się już wyedukowałyśmy. Wiemy, że to nie jest za zdrowe. Już nie biegamy pod lampy, a do drogerii, gdzie mamy całą gamę samoopalaczy. Przemysł zajmujący się „produkcją mulatek” na pewno ma się w Polsce dobrze.

Dlaczego tak trudno przychodzi akceptacja siebie?


                                                         

Na koniec, w zupełnie innym tonie; jako wisienkę na torcie, chcę przytoczyć anegdotę o Janie Himilsbachu. Nigdy wcześniej o niej nie słyszałam. Również dotarłam do niej poprzez czytanie gazet.:-)
Wywiad z Jerzym Stuhrem w świątecznym (czyt. weekendowym) wydaniu GW(18-19.01.2013r.).
Stuhr użył jej jako porównania do swojej sytuacji, w latach szału obławy listy Wildsteina- ale po szczegóły odsyłam do GW. Tymczasem napawam się sama anegdotą o Himilsbachu…

Cytuję za Jerzym Stuhrem:

„Zaproponowano mu kiedyś rolę w zachodnim filmie granym po angielsku. Gaża, sława, Hollywood, a Himilsbach odmówił. Pytają więc dlaczego. A on odpowiada: „ Nauczę się angielskiego, oni wezmą kogoś innego i zostanę z tym angielskim jak jakiś chuj”.”

Brak komentarzy: