poniedziałek, 13 maja 2013

Gdzie jestem, kiedy mnie nie ma.


Wiosna.

Jako , że jestem roślinożerką, w tym roku po raz pierwszy użyczyłam kawałek działki mamy w celach ogrodniczych. Postanowiłam stworzyć swój własny ogródek (warzywniak) i co nieco wsiać. Kupiłam mnóstwo nasion, nie wiem czy uda mi się (ach, ten czas...) wszytko wysiać, ale spróbuję jak najwięcej.
Zawsze to szansa, że trochę się odtrujemy od nawozów, a i zobaczymy różnice w grubości portfela.
Pozostałe, wymierne korzyści to sam smak, no i różnice w samych warzywach, np.: własne rzodkiewki są ostre, własna sałata krucha, a własna marchew pachnie marchewką.
Do tej pory udało mi się zasadzić cukinię, kalarepę, buraczki, marchewkę, czosnek, cebulę siedmiolatkę.
Jak przestanie padać i gleba się trochę osuszy, będę walczyć dalej.
Czuję się zdrowsza od tej pracy fizycznej. Gleba u mojej mamy tęga, zanim ją przekopię i przygotuję pod zasiew, muszę się trochę namachać. Tej wspaniałej pracy zawdzięczam pierwszą opaleniznę, wysiłek fizyczny ( mam nadzieję nabyć trochę krzepy...). Zwłaszcza jeśli zamierzam przekopać odpowiednią ilość metrażu, pod te wszystkie paczki...(a jest ich kilkanaście?).
No i czuję się dotleniona.
Uroki własnej działki bardziej doceniam teraz, kiedy to wynika z własnych chęci; mieszkam w wynajętym mieszkaniu, a więc brakuje mi podwórka; pracuję w pomieszczeniu przez 12h.
W dzieciństwie to była norma, no i latem zaganianie do plewienia grządek. Wtedy mi się nie chciało.
A dzisiaj to mój własny wybór.
Oczywiście jest to całe przedsięwzięcie. Trzeba się spakować, dojechać na miejsce, przebierać, a po pracy cały majdan uprzątnąć. No, a potem pędzić do domu, wziąć prysznic, szybko upichcić jakieś makaron i nieraz pędzić do pracy na noc.
Teraz jest ten czas, kiedy trzeba się zmotywować i zrobić ile się da, bo potem większość warzyw nie wymaga już specjalnej troski, jak np.: dynia, patisony, cukinia, sałata... I jeszcze długo by wymieniać. Same rosną. Nic, tylko zrywać.
Po zbiorach, w końcówce lata nastąpi jeszcze czas wzmożonego wysiłku przy pasteryzacji, konserwowaniu, zamrażaniu, ale warto.

Będę informować o postępach:-).


Brak komentarzy: